środa, 15 października 2014

i live in bydgoszcz

~z pamiętnika studenta pracującego po godzinach w anglojęzycznej księgarni~

1) Kawa z ekpresu jest pyszna, ale ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, okazało się, że kubek po umyciu przed wstawieniem do ekspresu zdecydowanie lepiej jest WYPŁUKAĆ, . "Nieźle się dziś spieniła, chyba w końcu odkamienili ekspres". Ale żeby miętowy, słony posm- FFFFFFFFFFUUUUUUUUUUU-


2) Nie każdy posiadacz pięknego, nordyckiego imienia Gunnar cieszy się, gdy sprzedając mu książki mówię mu, że w Niezniszczalnych był Gunnar Jensen, grany przez Dolpha Lundgrena, i że był zajebisty, i że strzelał. Przeklęte lekarskie wannabee, ten człowiek ma doktorat z chemii obroniony na MiT. Peasants.


3) Tak jak wyżej wymieniony Gunnar, Norwegowie to około połowa klientów miejsca, gdzie pracuję. Właściwie robią to wszyscy posługujący się jakimś egzotycznym językiem, ale akurat mieszkańcy Półwyspu Skandynawskiego są w tym wyjątkowo bezczelni. O co chodzi? 

Ano, chodzi o jawny i zupełnie nieskrywany code-switching. Zawsze, gdy przychodzą w grupie, prędzej czy później (szczególnie w momencie, gdy podaję cenę) zmieniają język na ojczysty, prawdopodobnie żebym nie słyszał tego, że drogo, że mam krzywy ryj, że ile ten chuj sobie zażyczył, że u pirata będzie taniej, a w ogóle to lepiej ściągnąć z chomikuj. Zawsze, gdy taka sytuacja ma miejsce, patrzę się na nich z uśmiechem, wstukuję coś w komputerze, okazjonalnie zderzę się z nimi wzrokiem. Czasami nabierają wątpliwości: czy ten gość nas aby na pewno nie rozumie? Oczywiście, że NIE rozumiem tego festiwalu litery "h" you people call a language. Ale tego nie musicie wiedzieć.

Jedna rzecz jednak sprawia mi ogromną radość - rzucenie im na odchodne, wypowiedzianego poprawnie fonetycznie i gramatycznie "DO WIDZENIA!" po norwesku, czyli melodycznego "hade bra", które zaciągnąłem gdzieś z internetów. Niektórzy się uśmiechają i cieszą. Natomiast absolutnie bezcenne jest przerażenie w oczach tych, którzy pierdolili mi nad biurkiem rzeczy, których nie chciał bym usłyszeć jako istota ludzka, tudzież pracownik miejsca, którego politykę głośno werbalizują. Najśmieszniejsze były 3 niebrzydkie, ale zdecydowanie zbyt hałaśliwe i zbyt "flashy" laski, które przyszły i 90% czasu spędziły na głośnych rozmowach i śmiechach w swoim języku. Ich reakcja na moje "do widzenia" z szelmowskim uśmiechem: OMAAJGOOOOOOOOOTTTTTT...! + pisk, purpura na twarzy i szeroko pojęta teleportacja. Hehe. 



4) Może i moja babcia na mikrofalówkę mówi "cieplarka" i 2 lata uczyła się pisania smsów, ale goddamit, w porównaniu z niektórymi klientami to błyszczy skillami jak haker na usługach pentagonu. Dzwoni telefon, klientka nie umie obsłużyć sklepu online, mówi potwornie łamaną angielszczyzną i ogólnie to jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że jest w stanie samodzielnie oddychać. Kilka kwiatków:

- próbuję podyktować jej maila: "allright, now the at-sign"... I shit you not, wytłumaczenie jej czym do kurwy nędzy jest MAŁPA, jak ją wyprodukować, znaleźć i ogarnąć życie zajęło mi jakieś kilka minut.

-klientka dyktuje mi maila, literując: 
- "R, like Robert, E, like elephant, B, like.... <lag> <more lag> like dog!!"
- Like dog?!
- Yes, like dog.
- B? Like dog???
- Yes. 
- Maybe more like Barbara?
- No, like dog!
- ...

Po grzecznym uświadomieniu jej, że dog rozpoczyna się na literę d, nie b, klientka przyjeła moją wersję. Zaraz potem wysłała mi dane do wysyłki.

-klietka dzwoni co 5 minut pytając, czy podyktowany w wielkich bólach adres mailowy i pchnięte w jego kierunku 6 maili wreszcie dotarły. Gwałcę klawisz F5, maila brak. Dzwoni ponownie za 10 minut. Okazało się, że nie była podłączona do internetu, dlatego żaden mail od niej nie wyszedł i każdy wysypał error, ale nie wiedziała, co on oznacza.

- finally, jest i mail. Patrzę na adres do wysyłki i nie wierzę_jebanym_oczom:

Imię i Nazwisko
<podany mail, wysłany z tego samego maila>
numer telefonu
i live in bydgoszcz




i live in bydgoszcz

i live in bydgoszcz

i  l i v e   i n   b y d g o s z c z

Już, kurwa, wysyłam paczkę z jebitnym napisem BYDGOSZCZ, zostawią ją w ratuszu albo w geograficznym środku miasta. Siema Bydgoszcz, słuchaj, nie przyszła jakaś paczka? No, był gość z UPSu, zostawił coś portierowi koło blachy z nazwą miasta na wieździe, ogarniesz? Tak, dzięki Stary, lecę.

A może polub fanpage? https://m.facebook.com/bomogeblogspot


1 komentarz:

  1. zajebiście się to czyta Karol!
    uwielbiam twój styl
    Pozdrowienia z Koszmarlinka

    OdpowiedzUsuń