piątek, 9 listopada 2012

@!#$%&!, czyli dlaczego nowy NFS: Most Wanted jest do bani


Ten wpis jest właściwie w całości o grze komputerowej, więc Drogi Czytelniku: jeśli masz tę tematykę w głębokim poważaniu, albo obsługujesz tylko myszkę (Simsy, Angry Birds, Farmville), to śmiało zaprzestań lektury.


Gry komputerowe sprawiają, że czas, który mój zmęczony ostatnimi czasy mózg poświęciłby na dalsze pogrążanie się, zostaje zmarnowany w jakby mniej męczący sposób.  Siłą rzeczy więc premiera nowego nfsa wpasowała się idealnie w moje potrzeby. Szkoda jednak, że coś, co tak przyjemnie ostatnimi czasy rozgrzewało, nagle zaczyna parzyć i trzeba przestawić zero-jedynkowy, nie tolerujący kompromisu umysł na wycofanie się, bo jest już za późno. Bałem się, odwlekałem, przegapiłem. No, ale miało być o enefesie.





Zainstalowawszy, odpaliszwy, ch*jstrzeliwszy.

Za grę wziął się nie kto inny jak Criterion Games, autorzy zajebistego Burnouta: Paradise oraz świetnego rimejku NFS Hot Pursuit. Niestety, imponujące portfolio nie uratowało rimejku Most Wanted przed casualizacją oraz szeroko pojętym zrujnowaniem.

Zdaję sobie sprawę, że gangsta-nielegalowy klimat oryginalnego Most Wanted nie musiał wszystkim pasować. Świat rozrywki motoryzacyjnej był wtedy po spałowaniu w głowę wszelkimi Szybkimi i Wściekłymi, Tokio Driftami i Undergroundami, siłą rzeczy więc samochodowy-tuningowy madafakizm był jak najbardziej w cenie. Ze świecą szukać samochodówek (no, pomijając np. Interstate 76 - ktoś to jeszcze pamięta...?), które miały by jakąś wyraźnie nakreśloną fabułę. Nowy Most Wanted fabuły nie próbuje nawet udawać. Po prostu w grze się JEST i się JEŹDZI. Nie ma tam ani jednej postaci, jest bezpłciowo i do dupy. Gry, nawet wyścigowe, które jakąś historię w ramy rozgrywki upychają, potrafią sprawić, że gracz chociaż w minimalnym stopniu się... wczuwa. Tutaj: nope. Masz, BĘDZIESZ GRAŁ W GRĘ. JEDŹ PRZED SIEBIE, PO TO, BO TAK. Jak w oryginale, lista najbardziej poszukiwanych kierowców jest, ale... oh wait, powiedziałem kierowców? Kurde, chciałbym. Tu Razora, Taza, Bulla i całą resztę ekipy zastąpiły SAMOCHODY. Tak więc na szóstym miejscu jest McLaren MP4-12C, na ósmym jakiś Lexus - za skurczybyka nie ma tu nawet grama uczucia przygody albo interakcji z wirtualnym, ale prawdopodobnym światem. Absolutny brak jakiegokolwiek wyższego celu potężnie zniechęca do gry, przynajmniej mnie. 

Co dalej: ZEROWA możliwość personalizacji czegokolwiek. Twórcy wybitnie postarali się, by wszystko w grze było równie jałowe i nijakie. No bo do cholery, czym urzekł pierwszy Underground? Albo Drugi? Oryginalny Most Wanted, Carbon, nawet późniejsze NFS'y z wyraźną tendencją spadkową w grywalności - wszędzie dało się modyfikować samochody. Jakie to było wspaniałe, gdy wreszcie oprócz marki i koloru można było przerobić auto od kół, bebechów, przez nadwozie, kolor, spojlery, bajery, koks, dziwki i lasery... Chciałeś naklejkę? Mówisz i masz. Żarówiasty, różowy kolor? Bring it on. Nowy Most Wanted: WAL SIĘ GRACZU, NIE ZMIENISZ PRAWIE NIC. No jak można było pozbawić grę tego fundamentu, tej wspaniałej możliwości identyfikowania się chociaż w minimalnym stopniu z tą kupą pikseli i polygonów za kółkiem. Tutaj samochody są jak resoraki z pudełka, od początku dostępne wszystkie i nie zrobisz z nimi nic, oprócz "brym brym" na czymś takim:
Swoją drogą, nigdy takiego nie miałem. Obviously byłem nieplanowanym dzieckiem.

Other fuckups: gdzie do cholery jest uczucie "from zero to hero"? Cóż bardziej budowało w poprzednich częściach, jak nie przesiadka z Czinkłeczento na jakiegoś Nissana czy Lambo, a potem ich modyfikacja? Tutaj nie ma nawet elementu finansowego. Nie ma żadnej waluty, którą by się zarabiało i przeznaczało na zakup aut i części. Why? Bo auta leżą dosłownie porozrzucane po mapie, a części  (well, fuck.) NIE MA. Modyfikacje (tylko osiągów aut) zdobywa się po wygranych wyścigach, a montuje się je za pomocą prostego menu obsługiwanego klawą numeryczną. No ja pierniczę, czekam aż w kolejnej odsłonie serii auta będą same jeździły, a zadaniem gracza będzie tylko kliknięcie ikony. A i za to będzie achievement. 

BURNOUTYZACJA. To, jak bardzo widać przeszczepy z flagowego dzieła Criterionu aż boli. Mamy samochodowy resorakizm, skakanie po rampach, błyskawiczne naprawy po przejechaniu przez coś a'la stacja benzynowa (notabene jedyna możliwość zmiany koloru auta, a i tego się nie wybiera), loty na kilkadziesiąt metrów, rozpierdalanie billboardów i gloryfikowanie niszczenia samochodów. GTFO.

Speaking of which... SAMOCHODY. Tu też mnie szlag trafił z siłą wodospadu. Suprajz, suprajz: nędza. Nie będę się specjalnie produkował: zabrakło tu tak wielu legend, nfsowych klasyków, że szkoda gadać. Zastąpiło je za to kilka a'la gokartowych pokrak, auto elektryczne, terenówki, pickupy i generalnie luksusowe supercary. Muscle carów jest tyle, co kot napłakał, japońszczyzna prawie wyparta i za dużo kabrioletów. Do bani.

Poza tym, gra wkurza jeszcze na inne sposoby: każdy wyścig jest poprzedzony (na szczęście skipowalnymi) przerywnikami, których autor był chyba pod wpływem nielegalnych substancji. Ponakładali jakiś kolorowych filtrów, negatywów, padaczkogennych migawek i przejść... Nienawidzę eye candy w każdej postaci.

Jeśli o postęp chodzi, to poza naprawdę ładną grafiką gra nie uchowała się także od innego "musta": dubstepu i szeroko pojętego umcyk umcyk. Jest to najmniej przeszkadzająca mi rzecz, bo chyba już się po prostu przyzwyczaiłem, że dobra muzyka w grach to sprawa na wymarciu.


Od strony technicznej, to trudno się do czegoś przyczepić tak naprawdę. Model jazdy jest w porządku, samochody brzmią jak należy, policyjne radio także. Niestety, to za mało, by tego NFS'a uratować: wszystko, za co pokochałem pierwowzór zostało w rimejku z łoskotem wywalone. Grę wykastrowano i co do tego nie ma wątpliwości, nijakość tej odsłony serii kłuje w gały bardziej niż nagłówki Faktu.

Szanowne Electronic Arts: przestańcie odwalać manianę i wpychać licencję na NFSy komu popadnie. Blackbox nie podołał, Slightly Mad Studios też się nie popisało, teraz dla odmiany ciała dał nawet Criterion. Nikt nie chce cudów na kiju, casualizacji, REWOLUCJI w rozgrywce czy innego szajsu. Wszyscy chcemy po prostu dobrej samochodówki z tuningiem aut i klimatem.

2 komentarze:

  1. Smutno czytać, że seria nfs idzie tak na dno, pamiętam długie godziny spędzone nad hot pursuit i road challenge, i zachwyty nad oglądanym u kuzynów underground 1.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze w cut-scenkach spadające radiowozy WTF?! to jest kurwa gta czy nfs ? jak można tak spierdolić gre, jest to mega irytujące.

    OdpowiedzUsuń